3.09.2012

"Ruchome schody jechały powoli (...)"


Oj krucho.

*****

Nie sądziłam że dzisiejszy poranek wykręci mnie na lewą stronę. Po zjedzeniu śniadania spróbowałam się uśmiechnąć. Jak się okazało, był to jeden z najbardziej krzywych i wymuszonych uśmiechów w historii mojego życia. Zaprzestałam więc tych prób. Spakowałam parasol (wiedząc że jak tak zrobię, deszcz na pewno nie spadnie). Podpięłam słuchawki. Wyszłam z domu. A, że szkoda pieniędzy na komunikacje miejską… poszłam na nogach (mamy nowego, mobilnego kanara który po prostu mieszka w lipnickich autobusach). 30-minutowy spacerek… z odciskami na piętach. Kiedy sobie o nich przypomniałam, solaris ostentacyjnie wolno przejechał obok mnie. Gdyby autobusy miały twarze, na jego dostrzegłabym szyderczy uśmieszek. Stałam tak przez chwilę czekając aż ktoś mnie jeszcze dobije, aż zdałam sobie sprawę że budzę pewne zainteresowanie wśród robotników dzielnie odpoczywających po drugiej stronie drogi. Super. Czemu to choć raz nie mogą być wikingowie?! Zacisnęłam zęby i ruszyłam w kierunku zakrętu za którym zniknęła eMZetKa.

 Po jakimś czasie byłam prawie na miejscu. Po drodze wstąpiłam do piekarni którą odwiedzam tylko w czasie roku szkolnego. Sama nie wiem skąd znalazłam w sobie tak wielkie pokłady życzliwości i radości. Pięknie powiedziałam „dzień dobry”, elegancko rozkładając akcenty na poszczególne sylaby. W odpowiedzi usłyszałam równie serdeczne „dzień dobry” – była to pierwsza-miła-rzecz która spotkała mnie tego dnia. „Poproszę ciasto francuskie z serem” (nie spodziewaliście się tak subtelnego zakupu z moje strony, co?). Kiedy płaciłam ekspedientka życzyła mi rozwalająco „smacznego”. Powiedziała to absolutnie szczerze. Tak. Do była druga-miła-rzecz która mnie spotkała tego dnia. Niemal poprawił mi się humor.

Niemal. Po wyjściu na ulice, dostrzegłam majaczący na niedalekim horyzoncie gmach plastyka. Później zobaczyłam zbity tłum ludzi tarasujących wąskie chodniki po obu stronach drogi. Przeszkodę należało pokonać siłą – po raz kolejny tego dnia żałowałam że nie mam przy sobie maczugi albo jakiegoś CeKaeMa...

A kiedy znalazłam się po ciężkiej podróży przed „Bramami Mordoru”… wyobraziłam sobie jakiegoś Pakistańczyka który nagle pojawia się na ulicy i pruje do mnie z uzi. Super. Wspaniale k****. To na pewno będzie udany rok…

*****

Dyplom dyplomem. Włóczka włóczką. Niezdecydowanie niezdecydowaniem.
Już kilkanaście razy zmieniałam koncepcje. Dziś. Tak, DZIŚ znowu to uczyniłam. Jutro mam prawdopodobnie przedstawić jakieś projekty. I zamiast myśleć to siedzę i klepie w klawiaturę. Wspaniale. Och.  

*****

Egzamin na prawo jazdy. Teoria i praktyka. Jednego dnia. Dnia w którym świat przestanie istnieć. 26 września Dniem Śmierci. Hura.

*****



Po za tym. Ja naprawdę zamierzam przeżyć ten rok. Obiecano mi nowy komputer jak zdam maturę. 

Nowy komputer = Skyrim!



Fus Ro Dah!



2 komentarze:

  1. umieram. świat mnie dobija i paraliżuje. wybacz, że to powiem, ale naprawdę ciepło się robi na sercu wiedząc, że jesteś i czytając Twoje teksty, nieraz wywołujące u mnie histeryczny śmiech, który w zasadzie nie ma podstaw by istnieć :) gadałam z Elizą o tym żeby się spotkać - szkoła zwaliła mi się na głowę, a Eliza wyjeżdża do Irlandii w przyszłym tygodniu. chyba będzie trzeba to odłożyć :(((

    OdpowiedzUsuń
  2. Początek roku wszyscy przeżywamy tak samo - z lekką nostalgią :) Mam ochotę na ciasto francuskie -.- A Ty, Włóczku, się nic nie przejmuj lewem jazdy czy matórom :D Matóra to bsdurrrra :D Pozdrawiam Cię :)

    OdpowiedzUsuń