4.11.2012

Potrzebna strategia


W zasadzie, powinnam uczyć się historii sztuki, robić projekty i poprawiać prace na rysunek… nie mówiąc już o zadaniu na angielski, sprawdzianie z polskiego, referacie na historie i wos… oraz wszystkich rzeczach o których nie pamiętam… Ale nie! Wpadłam na wspaniały pomysł przehandlowania 3 godzin na napisanie porządnej notki. Żaden z elementów składowych mojego organizmu oraz osobowości specjalnie nie protestował… a to co mi wyszło to tragiczna historia która mogła się przydarzyć każdemu… bądź się przydarza wybitnie często od… od… przez całe życie.

Otóż…

Leżycie już w łóżeczku, smacznie podrzemując. Cisza, spokój, i to wrażenie że wszystkie problemy waszego dziennego życia zostały gdzieś daleko, daleko… aż tu nagle… czujecie że musicie skorzystać z toalety! W pierwszej chwili to ignorujecie powtarzając sobie: „wytrzymam do rana”. Jednak… już w głębi siebie… wiecie… że… g**** prawda! Plujecie sobie w twarz że za dużo wypiliście przed snem.

Otwieracie oczy i od niechcenia lustrujecie nieprzeniknioną ciemność w której skąpany został wasz pokój. Ostatnią rzeczą o której chcecie teraz myśleć są te wszystkie głupie horrory których tyle oglądaliście, wszystkie straszne historie o duchach (które budziły strach w wieku 8 lat i które wydają się dziwnie realne teraz kiedy macie lat 18 i otacza was kłębiąca się ciemność właściwa godzinie 1 w nocy). Dodajmy do tego Wyobraźnie która przechodzi samą siebie w takich chwilach. Nie minie sekunda i już tam się coś rusza, tu coś stoi, a najgorsze jest tamto co tak patrzy ślepymi oczami… Ale, jesteście twardzi i w heroiczny sposób próbujecie w ciągu jednej nanosekundy wyciągnąć rękę spod kołdry, wymacać włącznik lampki oraz użyć go zgodnie z przeznaczeniem.

I stała się światłość! Doskonale sobie zdajecie sprawę że w trakcie jej czynienia przekroczyliście dozwolony czas i mieliście cholerne szczęście że nic wam ręki nie u*****... Bierzecie głęboki wdech i rozglądacie się dokładnie po pokoju sprawdzając moc 40 watowej żarówki na waszą Wyobraźnię. Dopiero w tedy gdy ta stwierdzi: „no dobra, niech ci będzie” macacie stopą po podłodze w poszukiwaniu kapci. Wzdrygacie się na samą myśl robienia tego po ciemku – taki żarcik Wyobraźni.

Podchodzicie do drzwi. Naciskacie klamkę. Ostrożnie je uchylacie. Trochę szerzej. Szerzej… NA OŚCIEŻ URUCHAMIAJĄC ŻARÓWKĘ WYPOSARZANONĄ W CZUJNIK RUCHU, która niczym ten ostatni obrońca dobra zawsze ci pomoże jeżeli ciągle przed nią podskakujesz albo energicznie wymachujesz ręką. Szybki rzut oka na korytarz i ślizgiem do kolejnego bastionu którym jest włącznik światła na schodach (ten już nie jest taki uczynny, ale przynajmniej nie zgaśnie jak stoisz nieruchomo i nasłuchujesz).

Wyobraźnia nie śpi, właśnie śmieje się psychicznie informując że teraz przed tobą najgorsze - zejście po schodach. Wprost do czyhającego w ciemności na dole niebezpieczeństwa. Schodząc coraz niżej i niżej widzicie zarysy foteli w salonie. Foteli za którymi Coś z pewnością się schowało. Coś co w zasadzie schowało się z czystego przyzwyczajenia… bo z przyzwoitości na pewno nie! Element zaskoczenia… phi… Ale już widzicie drzwi łazienki. Wyobraźnia jednak sprawia że szybko dostrzegacie swoją straconą pozycje, mimo iż was od drzwi dzieli zeskoczenie z trzech stopni i jeden krok, a to coś zza fotela ma do przebycia jakieś 5 metrów plus metr by ominąć fotel. Wyobraźnie jednak dodaje temu czemuś skrzydła albo długie skoczne kończyny, wprost wspaniale...

Biegniecie i za pomocą autosugestii staracie sobie wmówić na początek istnienie autosugestii jako takiej, a później powtarzacie: „myśl o czymś przyjemnym”. W takiej chwili walczycie z wyobraźnią która wyciąga swoje najgorsze projekcje a które wy sami próbujecie zastąpić „czymś przyjemnym”

(W tym momencie przypominam sobie moją ulubioną scenę z Władcy Pierścieni, czyli mowę Boromira po odbiciu Osgiliath i wspaniałe „For Gondor!” które usilnie powtarzam, przywołując w myślach widok uśmiechniętego Seana Beana i armii statystów w gondorskich zbrojach.)

Udało się! Stoicie przed drzwiami! Światło! Cholera, gdzie to… A tu! Jest! wszum! wszum! klik! For Gondor! Już jesteście bezpieczni w małej przestrzeni która jest oświetlona i przytulna. Ale… zaraz. LUSTRO. Brama do innych wymiarów. Jak w nie zerkniecie to na bank zobaczycie tam coś strasznego zamiast swojego odbicia.... lub też za waszym odbiciem będzie coś strasznego… k*****! forgondorforgondorforgondor. Ale Polak chce, Polak potrafi. Przywołujecie w pamięci mniej więcej gdzie się owo lustro znajduje i z taką pomocą wiecie że całe wasze życie zależy od niepatrzenia się na najbardziej rzucającą się w oczy ścianę w łazience…  ale For Gondor!

Kiedy już załatwiliście co mieliście, wypadało by umyć ręce… jedyny problem w tym że… umywalka jest pod lustrem... Potrzebna strategia! Obieracie kurs który teoretycznie ma was doprowadzić do celu i z zamkniętymi oczami, zgięciu w pół podchodzicie do umywalki. Puszczacie wodę. Wyobraźnia oczywiście utrzymuje że z kranu leci coś czerwonego… forgondorforgondor. Wycieracie ręce pierwszym wymacanym z brzegu ręcznik (mając nadzieję że to ręcznik). For Gondor! Znowu stoicie przed drzwiami… które są jedyną barierą między wami a światem potworów. Moglibyście tak stać i stać, ale Wyobraźnia już podpowiada że właśnie coś za wami wychodzi z lustra… forgondorforgondor. Klik. Wszum. Wszum. I biegiem! forgond… k****… nie zgasiliście światła w łazience! …szybki zwrot i… patrzycie śmierci prosto w oczy. forgondorforgondor. Wymachujecie silnie i gwałtownie pięścią w wybitnie kiepskim prawym-sierpowym, dobiegacie do nieszczęsnego włącznika. forgondor. Gasicie światło. forgondorforgondor. I z powrotem… biegiem do schodów. forgondor. W stronę światła. forgodnorforgondor. Już jesteście na piętrze. forgondor. Energiczny wymach ręką, mądra żarówka się zapala. For Gondor! Gasicie te na schodach. For Gondor! Ostatnia prosta. FOR GONDOR!

Udało się! Jesteście bezpieczni w pokoju! … no przynajmniej póki żarówka działa…

Ale For Gondor!

I dobranoc … hyhy

***

A z czysto organizacyjnych rzeczy, może nowy szablon? Grafika w nagłówku to "Paryska ulica w deszczu" Gustave'a Caillebotte'a. Mimo całej mojej antypatii do Francji, Francuzów, Francuskiej sztuki i wszystkiego co z tym krajem jest związane - naprawdę polubiłam ten obraz. Trafiłam na niego przypadkiem w te wakacje i przypomniałam sobie dopiero teraz kiedy na historii sztuki omawiamy impresjonizm. Mniejsza z tym, że prawdopodobnie twórczość Caillebotte'a po prostu ominiemy gdyż nie jest wystarczająco istotnym artystą... co nie zmienia faktu że chronologicznie idąc to pierwszy Francuski obraz który trafia do moich zmysłów estetycznych.

A ramki ułożone w jedną kolumnę mi się już znudziły!